piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 1: Dowiaduję się, że mam rodzinkę z piekła rodem


- Kim wy w ogóle jesteście? - spytałam chłopaka siedzącego obok mnie na tylnim siedzeniu, gdy nieco się uspokoiłam.
- Nazywam się Nico. A to mój kolega, satyr - Simon. - powiedział.
- Że niby kto? Jaki satyr? Co wyście się z mitologii urwali?
- I tutaj trafiłaś.- odpowiedział Nico.
- Ja tylko żartowałam, chyba nie mówisz serio?
Nicolas spoważniał. Chłopak mówił prawdę.
- Jesteśmy śmiertelnie poważni. I to śmiertelnie tutaj bardzo pasuje. - powiedział Simon, który siedział z przodu i prowadził. Spojrzałam na przednią szybę. W oddali widać było biegnącego prosto na nas olbrzymiego potwora. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Monstrum z wielką szybkością nieuchronnie zbliżało się do nas.
- To teraz uwaga. Włączam tryb latania. - powiedział do nas Simon i nacisnął czerwony guzik znajdujący się na środku kierownicy. Nagle nasz samochód zatrzymał się i nagle zerwał się w górę. Po kilkunastu sekundach lecieliśmy nad drogą w dole zostawiając rozwścieczonego potwora.
- Widziałaś wystarczająco dużo, więc chyba nam uwierzysz. - zwrócił się do mnie Nico.
- Właśnie nie wiem co mam myśleć. To za dużo jak na jeden dzień. Jeszcze przed paroma minutami umarła mi matka, a teraz dowiaduje się, że wy jesteście kimś z mitologii.
- Ty też jesteś. A dokładniej jesteś herosem, półbogiem, mieszańcem… Nazywaj to jak chcesz.
- O nie. Niczego mi nie wmówicie. Nie jestem jakimś mieszańcem czy herosem. Musieliście mnie z kimś pomylić. - odpowiedziałam.
- Nie, na pewno jesteś jedną z nas. Jeden z twoich rodziców był bogiem. Sądząc, że twoja śmiertelna matka umarła, bogiem był twój ojciec. A raczej jest.
- Dobra, załóżmy, że wam wierzę. Więc gdzie mnie wieziecie?
- Do Obozu Herosów. Tam będziesz bezpieczna.
- Dobra, dobra. Niech wam będzie. Jak długo mam tam zostać?
- Twoja matka zginęła, nie masz nikogo, więc będziesz tam cały czas. - odezwał się siedzący na przednim siedzeniu satyr.
- Jak mam tam być cały czas, muszę się czegoś więcej dowiedzieć. Macie zamiar mi dobrowolnie powiedzieć, czy mam z was to wyciągać?
- Otóż w obozie mieszkają tacy jak my. Każde z dzieci jakiegoś boga ma swój własny domek. Ja mieszkam w domku Hadesa, mojego ojca. W obozie uczymy się łucznictwa, walki wręcz i wielu innych rzeczy przydatnych po tym jak opuścimy obóz. - powiedział Nico.
- A wiesz może czyim jestem dzieckiem? - spytałam.
- Nie, niestety, ale mogę się założyć, że twój ojciec uzna cię już jak wkroczymy na teren obozu.
- Jak tylko się dowiem kim jest ten idiota, to od razu go posiekam. Jak mógł zostawić mnie i matkę, wiedząc, że będziemy celem potworów?



Minęło kilkadziesiąt minut i wylądowaliśmy przed obozem. Gdy weszliśmy na jego teren. Słońce miało już się ku zachodowi. Nico oznajmił, że już czas na ognisko. Poszliśmy gdzieś w głąb obozu i naszym oczom ukazał się tłum ludzi, raczej herosów krzątających się wokół stołów. Zważywszy na to, że nie wiedziałam gdzie usiąść poszłam za Nico i spoczęłam obok niego. Przez dłuższą chwilę nie odżywałam się ale po namyśle ośmieliłam się zapytać:
- A twoja mama nadal żyje?
- Niestety nie. - odpowiedział mi chłopak. Oczy zaszły mu łzami, a gdzie zorientował się, że zaraz się rozpłacze, odwrócił głowę w drugą stronę. Siedzieliśmy w zupełniej ciszy. Nagle wszyscy umilkli i skierowali swój wzrok na mnie. Czyżby dopiero teraz zauważyli, że przybyła nowa? Spojrzałam na Nicolasa. Odwrócił się i spoglądał na coś nad moją głową. Uniosłam wzrok i nad sobą zobaczyłam czaszkę.
- Uznali cię. - ktoś z tłumu szepnął.
- Witamy nową córkę boga Podziemia.
- Chyba mamy więcej wspólnego niż nam się wydawało. - powiedział Nico. - Miło cię poznać, siostro.

sobota, 19 stycznia 2013

Prolog: Kilkutonowe monstrum zabija mi rodzinę


Był słoneczny dzień wakacji. Siedziałam razem z rodzicami w salonie, czytając książkę. Na sąsiednim krześle siedziała moja mama - Araes i mój ojczym Lucas. Moja matka jest długowłosą brunetką o jasnych zielonych oczach. Natomiast Lucas to wysoki blondyn z niebieskimi oczami przesłoniętymi szkłami okularów. Nie za bardzo za nim przepadałam, ale w sprawie ich związku nie miałam nic do gadania. Mojego prawdziwego ojca nie znałam. Matka nigdy o nim nie opowiadała. Gdy tylko próbowałam dowiedzieć się czegoś na jego temat zawsze odprawiała mnie z kwitkiem. Kiedyś znalazłam w pokoju mamy starą fotografię przedstawiającą ją z jakimś nie znanym mi mężczyzną. Owy mężczyzna miał długie ciemne włosy i bardzo ciemne oczy. Miały kolor niemalże węgla. Stwierdziłam, że mam taki sam odcień oczu jak on. Pokazałam fotografię mamie i spytałam się czy to on jest moim ojcem. Mama wpadła w furię, wyrwała mi z rąk fotografię i nawrzeszczała, żebym więcej nie grzebała jej w rzeczach. Od tamtej pory nawet nie śmiałam wspomnieć o moim ojcu. Nagle rozległ się huk wyrywanych drzwi. Lucas wstał i wyszedł z salonu, żeby zobaczyć co się dzieje. Minęło kilkanaście sekund kiedy po całym domu rozległ się wrzask mojego ojczyma. Matka przerażona podnosiła się z krzesła i pobiegła do drzwi. Pobiegłam razem z nią. Kiedy stanęłam w progu salonu serce zamarło mi z przerażenia. Na podłodze leżał Lucas a raczej to co z niego zostało, a nad nim stał jakiś dziwny stwór. Miał on jakieś dwa metry wysokości. Jego ciało pokryte było zielonymi łuskami. Na zakończonych szponami rękach (jeśli jego odnóża przednie można było tak nazwać) widniała świeża krew Lucasa.  Matka z przerażeniem chwyciła za leżący na stoliku wisiorek i w sekundzie w jej ręce pojawił się sztylet. Z furią rzuciła się na potwora. Ugodziła go w jedną z jego olbrzymich łap. Monstrum zawyło wściekle i przemówiło ludzkim głosem: Oddaj dzieciaka. O niego nam chodzi!
- Nigdy! - krzyknęła matka i znowu cięła potwora. Nie trafiła. Potwór zamachnął się i uderzył moją matkę z taką siłą, że przeleciała niemalże przez cały pokój. Podbiegłam do niej i spojrzałam w zapłakane oczy mamy.
- Uciekaj. W naszym schowku pod schodami znajdziesz starą malutką broszkę z czaszką. Dotknij jej i nie wychodź ze schowka dopóki nikt po ciebie nie przyjdzie.
- Ale nie zostawię cię samej z tym czymś! - krzyknęłam zerkając na potwora zbliżającego się do nas.
- Idź. Prędko. Ja dam radę. - powiedziała i po raz ostatni pocałowała mnie w czoło.
Zrobiłam tak jak kazała. Czym prędzej weszłam do schowka i dotknęłam broszki znajdującej się w środku. Przez uchylone drzwi patrzyłam jak moja mama zmaga się z monstrum. Walka trwała dość długo. Pod koniec mama upadla zmęczona na podłogę i resztkami sił pchnęła potwora sztyletem. Potwór wydał z siebie ogłuszający krzyk i upadając na podłogę wbił jeden ze swoich szponów bok mamy. Wybiegłam ze schowka i podeszłam do mamy. Uklękłam przy niej i ujęłam jej głowę w ręce. Moja mama nie żyła.


Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Potwór zbliżał się do mnie powolnymi krokami. Przygotowywałam się na spotkanie ze śmiercią. Nim się obejrzałam monstrum było przy mnie i unosiło w górę swoje szpony, aby zadać mi śmiertelny cios. Wtedy do domu wbiegł jakiś młody chłopak z mieczem w ręku a tuż za nim kolejny dziwny stwór. Człowiek z nogami kozła. Chłopak rzucił się na potwora i zaczął go dźgać. Pół kozioł, pół człowiek podbiegł do mnie i powiedział:
- Musimy uciekać, chodź ze mną.
- Ale gdzie?!
- Zobaczysz sama.
- Ale moja mama. - powiedziałam przez łzy.
- Twoja mama już nie żyje. Ratuj siebie. - gdy to powiedział po całym domu rozległ się krzyk potwora a później huk, jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Spojrzałam w stronę chłopaka, który zmagał się z potworem. Teraz stał nad nim z mieczem w krwi.
- Chodźmy. - zwrócił się do mnie i chwycił mnie za rękę. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu zaparkowanego przed moim domem.