sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 10: Słowa zguby

Po kilku minutach błądzenia pośród mroków strychu Nico krzyknął triumfalnie. Gestem ręki wskazał mi schody i nakazał wracać na dół. Gdy spytałam dlaczego nie może opowiedzieć mi wszystkiego tutaj i w tej chwili, oświadczył, iż miał taki zamiar, ale z powodu braku światła albo jakiejkolwiek świecy, nie ma odpowiednich do tego warunków. Kilkadziesiąt sekund później byliśmy z powrotem na dole. Chejron kazał nam usiąść na sofie. Zanim uczynił to samo, podszedł do okna i chwilę wpatrywał się w otaczającą nas noc. Gdy skończył, zasłonił okna i usiadł naprzeciw nas.
- Możesz mówić, Nicolasie. - powiedział.
- Jak już dobrze wiesz przed każdą wyprawą półbogowie dostają wskazówki - przepowiednie. Wygłasza je wyrocznia albo któryś z bogów, który chce zaopiekować się misją.
- Rzadko to się zdarza - przerwał mu Chejron. Nico rzucił mu uciszające spojrzenie i ciągnął dalej.
- Zdarzają się też takie przepowiednie, które nie dotyczą czyjejś misji, tylko ważniejszych spraw Olimpu albo wydarzeń, które mają nastąpić. Takie przepowiednie nazywamy Wielkimi. Jedną już chyba zdążyłaś poznać. To przepowiednia dotyczącą Percy’ego Jacksona - syna Pana Mórz, w której dziecko wielkiej trójki ma w rękach los Olimpu.
- Ale co to ma wspólnego ze mną? - spytałam. - I z moim snem?
- Jak nie będziesz mi przerywała to myślę, że dowiesz się jeszcze dzisiaj. - powiedział karcąco.
- Oj, w to bym wątpił. Już za cztery minuty północ. - odezwał się Chejron, ale od razu umilkł, widząc wzbierającą złość na twarzy Nica.
- Otóż ten sen, który mi opisałaś zgadza się z tekstem jednej z Wielkich Przepowiedni. Zresztą jest więcej takich podobieństw. - po tych słowach otworzył wielką zakurzoną księgę, której jak się domyśliłam szukał na strychu. Powoli przerzucał wyblakłe strony. Po chwili wertowania książki odszukał pożądaną stronę. Wskazał palcem na tekst na środku pożółkłej kartki. Powiodłam wzrokiem po wytłoczonym srebrną czcionką tekście:

Drogę do przywrócenia Olimpu majestatu i chwały
Wyściele trudami władca doskonały
Dziecię boga i herosa cierpienia doświadczy z ręki jego
Gdy czas na bitwę nadejdzie, uwolni sprzymierzeńca swego
Nad dziecięcia głową płynie barka słońca i księżyca
Podczas nocy rozświetlonej wróg wyjdzie z ukrycia


Długo zajęło mi pojęcie tego, co przed chwilą przeczytałam. Słowa wskazywały, że to ja jestem tym dzieckiem z przepowiedni. I do tego nie z jakiejś zwykłej, ale Wielkiej Przepowiedni. Siedziałam przez chwilę, milcząc i napawając się dumą. Od teraz nikt nie może mi mówić, że jestem tylko wybrykiem natury. Od teraz jestem kluczem do świetności Olimpu. Los bogów leży w moich rękach.
- Nie ma się z czego cieszyć - jakże wspaniałą chwilę mej dominacji nad innymi dziećmi w obozie przerwał Chejron - Masz rację, jesteś teraz najważniejsza i Olimp cię potrzebuje, ale to nie znaczy, że będziesz miała lekko. Na świecie znajdą się tacy, co przez nienawiść do bogów olimpijskich zechcą zniszczyć ich jedyną nadzieję na powrót do złotych czasów. Potwory, demony, inni pomniejsi bogowie. Jeśli nie uda im się zabić ciebie, zabiją każdego, kto jest dla ciebie ważny. - spojrzał znacząco na Nica. - Zamienią twoje życie w piekło, będą stwarzać dla ciebie coraz to nowe przeszkody. Albo co gorsza, zamienią cię we wroga Olimpu i tego bogowie się obawiają. Teraz, gdy wiesz co jest twoim przeznaczeniem, nie możesz ufać nikomu, nawet tym, których masz uratować.
Te słowa wzbudziły ogromny strach w moim sercu. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego Chejron ukrywał to wcześniej przede mną.
- Ale co dokładnie znaczą słowa tej przepowiedni?
- To, że jeszcze wiele cierpień czeka cię w życiu... a może nawet śmierć.

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 9: Zwiastun śmierci


Słońce przesłonił czarny kształt. Niebo spowiły ciemne chmury. Na ziemi zapanowała kompletna ciemność. Zerwał się silny wiatr. Kroczyłam przez stary cmentarz owinięta w ciemne szaty. Co chwilę słyszałam pohukiwanie sów albo wycie wilków. W gęstwinie obok której przeszłam, usłyszałam szelest. Gwałtownie obróciłam się w tamtą stronę, poszukując źródła dźwięku. Przez chwilę wpatrywałam się w ciemną przestrzeń pomiędzy źdźbłami traw. Nie mogąc ujrzeć niczego w spowitym ciemnością miejscu, ruszyłam dalej. Długa szata strzępiła się podczas spotkania z cierniami płożącymi się po ziemi. Mrok przede mną stawał się coraz bardziej nieprzenikniony. Nagle usłyszałam za sobą odgłos łamanych gałęzi. Odwróciłam się, spoglądając prosto w oczy śmierci. Czerwone oczy rozbłysły oślepiającym blaskiem rozświetlającym ciemność wokół. Bez chwili zastanowienia ruszyłam pędem na przód, chcąc zgubić nieznajomego. Z każdą sekundą serce biło mi coraz szybciej. Za sobą słyszałam kolejne trzaski spróchniałych gałęzi, zdradzających zbliżające się niebezpieczeństwo. Mijające minuty ucieczki wyczerpywały mnie powoli. W końcu gdy nie starczyło mi sił na dalszy bieg, upadłam bezwładnie na ziemię, raniąc skórę cierniami. Starając się złapać oddech czekałam na śmierć. Nagle usłyszałam nad sobą świst powietrza. Spojrzałam w górę. Ujrzałam nad sobą płynącą w powietrzu barkę, a w niej kolejny zwiastun śmierci. Zasiadająca w niej postać wysiadła z łodzi i stanęła na ziemi. Uklękła przede mną i wyciągnęła ku mnie swoje dłonie. Oplotła je wokół mojej szyi i powiedziała ochrypniętym głosem:
- Teraz Olimp na pewno nie odrodzi się na nowo.


Usiadłam gwałtownie na łóżku. Pomacałam dłońmi miejsce, w którym przed sekundą zaciskały się ręce potwora. Serce nadal waliło mi jak oszalałe, mimo że niebezpieczeństwo już minęło, a tak naprawdę nie istniało w ogóle. Kątem oka spojrzałam na łóżko Nica. Najwyraźniej musiałam nieźle hałasować, gdy miałam koszmar, bo Nico patrzył się na mnie z przerażeniem. Pokiwałam głową na znak, że wszystko jest w porządku i powiedziałam:
- Nic mi nie jest. To był tylko koszmar. Ale za to bardzo realistyczny.
- Jeśli to cię uspokoi możemy przez chwilę porozmawiać.
I nagle naszła mnie chęć opowiedzenia tego dziwnego snu Nicowi. Nie zważając na to, że Nico może uznać mnie za wariatkę powiedziałam o koszmarze. Gdy wypowiedziałam ostatnie słowa, jakie przekazał mi potwór z barki, Nico spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Chwilę później jego twarz posmutniała a potem przybrała grymas złości. Bez słowa wyszedł z domku.


- Co to znaczy, ze nie jest gotowa?! - słowa Nico rozniosły się echem po całym Wielkim Domu. - Ma dowiedzieć się o tym tuż przed śmiercią, gdy wróg ją pochwyci?
- Nicolasie! Wzywam cię do porządku! Nie dość, że przychodzisz do mnie o pierwszej w nocy, to jeszcze krzyczysz na mnie nie dając dojść mi do słowa. Jako dyrektorowi obozu należy mi się szacunek! - huknął Chejron, a Nico wyglądał jak pies skarcony przez swego pana, chcący uciec jak najdalej. Ja przyglądałam się całej tej scenie siedząc wygodnie w fotelu.
- Może to był tylko sen, który nic nie znaczy. Wielu półbogom śnią się takie rzeczy. - powiedział spokojnie Chejron.
- Doskonale wiesz, że ona nie jest tylko półbogiem! A z opisu, idealnie pasuje mi to do Wielkiej Przepowiedni. Barka, Chejronie! Barka! - wykrzyczał Nico.
- A więc dobrze, opowiedz jej o wszystkim. Ale ja będę przy tej rozmowie. I nie powtarzaj nikomu tego, co dopowiem.
- Chodź Ignis, mamy ci wiele do opowiedzenia. - Nico wyciągnął ku mnie swoją dłoń a ja chwyciłam ją bez chwili zastanowienia. Poprowadził mnie w kierunku schodów wiodących na strych. Powoli zagłębialiśmy się w mrok otaczający wejście. Za sobą słyszałam stukot kopyt Chejrona i coraz głośniejsze bicie mego serca.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 8: Rany z przeszłości


- Czy nie uważacie, że nasza przepowiednia nieco mija się z celem naszego zadania? - spytał Sam. - Bo my idziemy odnaleźć Persefonę, a nie jakiś klucz. Chyba, że mam coś z głową i nie potrafię czytać, a co więcej dedukować.
Siedzieliśmy trójką w moim domku. Nico gdzieś wyszedł, więc mieliśmy chwilę na porozmawianie gdzie zaczniemy poszukiwania. Uwaga Sama była trafna. W naszej przepowiedni nie było wzmianki o poszukiwaniu Persefony.
- Czekajcie chwilę, niech pomyślę - powiedział Ned i jego twarz spoważniała - Czy w tej przepowiedni nie było czegoś o zgubie?
- „Odnajdziesz zgubę w tunelach mroku i cierpienia” - zacytował Sam - myślicie, że chodzi o żonę Hadesa?
- Ja nie myślę, ja to wiem - odparłam - Bo czego innego mielibyśmy szukać?
- Hmn… No nie wiem. Na przykład „klucza do bogów zagłady”. A przynajmniej tak jest w przepowiedni. - powiedział Sam.
- Jak powiedział nam Chejron, przepowiednie mogą być niejasne, poplątane. Można to tłumaczyć dwojako. - rzekł Ned.
- Na przykład jak? Oświeć nas. - powiedziałam drwiącym głosem.
- Nie mam pojęcia. - odrzekł i opuścił głowę z zawstydzenia.
- Dobra, dobra. Pomyślmy nad resztą. Co to są „tunele mroku i cierpienia” i jak można zgładzić bogów skoro są nieśmiertelni?
Po słowach syna Aresa zapadła cisza. Myślałam, że Sam odpowie na swoje pytania, bo jest tu dłużej niż ja. Myślałam, że chociaż Ned będzie wiedział co nieco na ten temat. Jednak nic na to nie wskazywało.
- No cóż, widzę, że musimy zasięgnąć rady. Sam ty chyba masz dziewczynę w domku Ateny? - powiedziałam i spojrzałam na Sama.
Jego twarz poczerwieniała. Zapomniałam ugryźć się w język i nie wspominać o jego dziewczynie, bo to jest drażliwy temat, które nie można poruszać w rozmowach z nim. Już myślałam, że zacznie na mnie krzyczeć, ale on tylko odparł:
- Myślę, że Jessica nam pomoże.


- To dobrze, że przyszliście z tym od razu do mnie. - powiedziała jasnowłosa dziewczyna stojąca na progu domku Ateny - Chętnie wam pomogę. Tylko zaczekajcie na zewnątrz. Moje rodzeństwo nie lubi, gdy spraszam obcych do domu.
Po tych słowach Jessica znikła w głębi budynku. Po kilku minutach czekania wyszła z domu obładowana kilkoma tomami wielkich ksiąg. Usiadła na ławce pod oknem i zaprosiła nas do siebie.
- Myślałem, że dzieci Ateny wiedzą wszystko i nie sądziłem, że potrzebujesz książek do odnalezienia odpowiedzi na nurtujące nas pytania. - powiedział Ned. Sam rzucił mu złowrogie spojrzenie, karcąc za to, że pozwolił sobie na taką zuchwałość i pewnym sensie obraził jego dziewczynę. Jessica jakby nie zauważyła drugiego obraźliwego znaczenia słów Neda i zaśmiała się tylko, mówiąc:
- Nikt nie wie wszystkiego, nawet bogowie. Gdybyśmy wiedzieli wszystko o wszystkim, zapewne nasze głowy nie wytrzymałyby takiego natężenia wiedzy. Wiemy tyle ile powinniśmy.
- Ale czy nie chciałabyś być najmądrzejszą osobą na świecie? Nie chciałabyś wiedzieć wszystkiego? Ja nie chciałbym przez cały czas żyć w niewiedzy. - stwierdził Ned.
- Niewiedza to istotne błogosławieństwo. Nawet dla dzieci Ateny. Bez niej już dawno górę wzięłaby nad nami pycha i, że jako bylibyśmy najmądrzejsi, chęć panowania nad światem.
Mądrość i talent krasomówczy Jesicy zdumiały mnie do tego stopnia, że nie miałam cienia wątpliwości dlaczego to ona jest opiekunem domku Ateny i dlaczego Sam tak bardzo jest nią zauroczony.
- Wystarczy tych filozoficznych pogaduszek. Czas na przewertowanie książek. Zdaje mi się, że gdzieś widziałam wzmiankę o broni mogącej zabić bogów.
Po kilkunastu minutach szukania odnalazła pożądany tekst. Uniosła do góry książkę i zaczęła czytać:

Kiedy krwawe rządy Uranosa zostały obalone, Kronos w obawie przed powrotem ojca kazał stworzyć broń mogącą zniszczyć nieśmiertelnych. Prace nad jego życzeniem trwały bardzo długo. W końcu udało wytworzyć broń, która mogła zranić, a w końcu zniszczyć nieśmiertelne istoty. Miejsce ukrycia broni Kronos nie zdradził nikomu, prócz swojej małżonce, Rei. Jej również podarował klucz mogący otworzyć wrota, za którymi spoczywało owe narzędzie. Kiedy Kronos został obalony przez swego najmłodszego syna Zeusa, Reja postanowiła przekazać klucz pod pieczę kogoś innego. Jako że Zeus otrzymał władzę nad panowaniem nad bogami, Posejdon nad morzem a Hades został oszukany przez swego brata Zeusa, postanowiła nieco umniejszyć krzywdę najstarszego syna. Hadesowi powierzyła najcenniejszy skarb. Nie zdradziła mu jednak miejsca jego ukrycia. Aby jednak gdy ona odejdzie w zapomnienie, ktoś mógł posłużyć się bronią, pozostawiła tekst zawiłej zagadki, której rozwiązaniem było miejsce ukrycia broni. Hades zbyt zajęty sprawami podziemia powierzył swej małżonce Persefonie owy klucz. Do tej pory to ona jest w posiadaniu tego skarbu.



środa, 27 marca 2013

Rozdział 7: Moją obroną, krew


Całą trójką siedzieliśmy na sofie w Wielkim Domu. Naprzeciw nas stał Chejron. Odwrócony do nas plecami, grzebał w komodzie stojącej obok wielkiego, wysłużonego już fotela. Po kilku długich minutach milczenia i usiłowania znalezienia jakieś przedmiotu (bez skutku) zwrócił się do nas:
- Cieszę się, że podjedliście się tego zadania, a szczególnie ty, Ignis. Twój ojciec zapewne jest zadowolony, że jego córka otrzymuje tak ważną misję i to już w drugim miesiącu pobytu w obozie. Myślę, że wszystkim nam to służy.
Doszukałam się okrytego znaczenia jego słów. Był zadowolony, że pozbywa się mnie z obozu przynajmniej na trochę, zważając na moje ostatnie wybryki i niechęć niemalże stu procent obozowiczów. Tych, którzy mnie lubili, a nawet lepiej, nie zawadzałam im na tyle bym dostała lanie, był niewielki odsetek w stosunku do moich śmiertelnych wrogów w obozie. Jednym z nich (ludzi mnie akceptujących), jak niedawno się dowiedziałam (podczas krótkiej rozmowy, przeprowadzonej w pośpiechu) był chłopak, który wraz ze mną i Samem podjął się misji. Ned Miles był nieziemsko pięknym synem Hefajstosa. Zdziwiło mnie to bardzo zważywszy na to, że (nie obrażając nikogo) Hefajstos nie należy do grona mężczyzn za którymi szaleją kobiety. Wręcz przeciwnie. Chejron zaczął opowiadać wszystko, co było nam niezbędnie do zrozumienia jak piekielnie trudnej misji się podjedliśmy. Siedzieliśmy w milczeniu słuchając jak najuważniej i próbując jak najwięcej zapamiętywać. Chejron wprowadził nas w obecną między bogami sytuację. Nie można powiedzieć, że cały ród bogów to przykładna rodzinka. Spory, kłótnie, romanse. Aż trudno wierzyć, że przez tyle wieków oni nadal nie pozabijali się nawzajem (co było by bardzo trudne, wiadomo dlaczego). Kiedy zdawało się, że dowiedzieliśmy się wszystkiego Chejron powiedział:
- Jeszcze tylko jedna ważna rzecz, ale niestety nie jest możliwa. Każdym wyruszającym na misję obozowiczom służy przepowiednia. Niestety nie mamy nikogo, kto mógłby ją przekazać, nasza wyrocznia, no cóż… jest niedostępna. Musicie sobie radzić sami. O, bogowie, gdyby tylko znalazł się ktoś, kto by zechciał wam pomóc.
I na te słowa, jakby Chejron wypowiedział jakieś magiczne zaklęcie, które o dziwo dotarło do adresata, w Wielkim Domu pojawiła się jakaś kobieta. Kiedy odwróciła się do nas twarzą, rozpoznałam ją.
- Moi drodzy śmiertelnicy. Wasza prośba została wysłuchana.
- Hekate - powiedział i skłonił się nisko Chejron i dał nam znak skinieniem głowy, że my też powinniśmy to uczynić. Dygnęłam. Kiedy stanęliśmy na równi z oczami bogini wręczyła Chejronowi kawałek pergaminu, który ni stąd ni zowąd pojawił się w jej dłoni. On zaś przewiódł oczami po skrawku i po chwili milczenia podał go Samowi, najstarszemu członkowi naszej misji. Sam spojrzał na Chejrona a ten skinął głową. Syn Aresa zaczął czytać:


Wyruszysz by odnaleźć klucz do bogów zagłady
Z piastunką tej tajemnicy doczekasz się zwady
Odnajdziesz zgubę w tunelach mroku i cierpienia
Oto pierwszy krok do Olimpu zbawienia




Stałam w swoim domku i pakowałam rzeczy na wyjazd. Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w drzwiach stoi moja babka. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Kochana, dobrze uczyniłaś podejmując się tej misji. Aby ci nieco pomóc mam dla ciebie prezent.
Po tych słowach w jej dłoniach pojawił się miecz. Wyciągnęła przed siebie dłonie. Podeszłam do niej niepewnie chwytając rękojeść miecza. Podziwiałam przez chwilę zdobienia na rękojeści, później zaczęłam się uważniej przyglądać klindze, wokół której święciła niebieska poświata.
- Nie trzeba było. Zastanawiam się tylko jak będę z tym mieczem poruszała się po mieście.
- Nie martw się, on sam wyczuje, kiedy ma powrócić do neutralnej postaci.
Nagle miecz, który trzymałam w rękach zamienił się w niebieski pierścień.
- Strzeż go dobrze. Miecz ten nosi nazwę Sanguis - krew. Specjalnie dla mojej wnuczki wykuł go jeden z moich najlepszych płatnerzy. A ja wzmocniłam go zaklęciami niepozwalającymi na zarysowanie, połamanie czy wygięcie. Mam nadzieję, że będzie czy służył dobrze. - powiedziała Hekate i znikła pośród kłębu złotego dymu. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się miejsce, w którym przed chwilą stała bogini, by napoić umyśl wizerunkiem osoby, która nie uważa mnie za dziwoląga.


wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 6: Podejmuję pierwszą misję


Minęło kilka tygodni i sprawa mojego pochodzenia przyschła. Znalazłam sobie nawet kilku przyjaciół, ale też i paru wrogów. Jako pierwszy zaprzyjaźnił się ze mną syn Aresa - Samuel Ness. Miano syna boga wojny naprawdę mu pasuje. Jest on wysokim, dobrze zbudowanym piętnastolatkiem ze srogim wyrazem twarzy. Krótkie jasne włosy miejscami są falowane. Jedyne co nie pasuje do wyglądu syna Aresa to błękitne, pełne harmonii oczy. Nasza przyjaźń rozpoczęła się niedługo po tym jak o mało nie pozbawiłam Sama dłoni na lekcjach walki wręcz. Na szczęście przecięłam mu tylko parę żył, ale i tak musiał trochę odpocząć od nauki. Jako, że to ja go zraniłam, odwiedzałam go często i zauważyłam, że mamy wiele wspólnych pasji. Sam ma wiele sióstr i braci, ale żadne z nich nie przekonało się do mnie. Z jednym małym wyjątkiem. Cheryl Tallbot jest w moim wieku. To właśnie Sam zapoznał nas ze sobą, bo uważał, że przyda mi się ktoś do towarzystwa a szczególnie dziewczyna mająca tyle lat co ja. Cheryl jest niezwykle podobna do Sama. Gdyby nie nosili innych nazwisk, skłonna byłabym sadzić, że Ares miał dwójkę dzieci z tą samą kobietą. Wspólnym przyjacielem Cheryl i Sama jest Tyler Leather, piętnastoletni, nieziemsko piękny syn Nemezis. To dzięki Tylerowi, nie zostalam rozmiażdżona przez dzieci Hefajstosa w bitwie o sztandar. Jednak nie każdemu spodobała się moja obecność w obozie. Pearl Howl (córka Janusa) i April Handlebars (dziecko Demeter) są obozowymi pięknisiami (wyłączając całą gromadkę dzieci Afrodyty). Każdy z chłopaków w obozie (z niewielkimi wyjątkami) mógłby paść na kolana przed nimi i zrobić co tylko rozkażą. Ponieważ jestem odmieńcem Pearl i April uwzięły się na mnie. Ale dzięki temu, że nie jestem zwykłym herosem nie odważają się robić mi krzywdy na osobności.


Siedzieliśmy piątką w parku. Słońce powoli kryło się za horyzontem. Nieubłaganie zbliżał się koniec wakacji i powrót do szkoły. Ale nie dla mnie. Ja nie miałam nikogo, u kogo mogłabym zamieszkać na czas roku szkolnego. W ogóle nie opuszczam obozu. Jestem obozowiczem całorocznym. Nagle dołączył do nas Chejron i powiedział, że ma ważną informację i, że cały obóz ma zebrać się na placu. Bez zastanowienia wykonaliśmy to polecenie. Po przybyciu na miejsce był już tam cały obóz. Stanęliśmy z boku i uważnie słuchaliśmy Chejrona.
- Obozowicze! Proszę o ciszę! - wykrzyczał Chejron. Wszyscy natychmiast umilkli. - Zostaliśmy powiadomieni o strasznej tragedii. Ktoś porwał żonę Hadesa, Persefonę. Hades, jak zapewne się domyślacie, myśli, że zrobił to któryś z bogów i postanowił wypowiedzieć wojnę Olimpowi. Jeśli nie zapobiegniemy rozpętaniu wojny ucierpią nie tylko bogowie, ale również my. Potrzebujemy trzech ochotników, którzy podejmą się tego zadania.
Nikt się nie zgłosił. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Wystąpiłam z tłumu. Zaraz za mną rozległy się szepty.
- Mamy jednego ochotnika. Potrzebujemy jeszcze dwóch.
Po tych słowach z tłumu wyszedł Sam. Miałam nadzieję, że Nico również się zgłosi, ale tego nie zrobił. Jako ostatni zgłosił się nieznany mi chłopak.
- Mamy komplet. Dziękuje państwu. Rozejść się do swoich domków. A wy - zwrócił się do naszej trójki - pójdziecie ze mną. Powiem wam co i jak.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 5: Staję się postrachem obozu


To był najgorszy dzień w moim życiu. Straciłam matkę, dowiedziałam się, że moim ojcem jest Hades a teraz, że nie jestem zwykłym herosem, bo moja babka jest boginią magii. Dzięki temu, że mój tatuś nie sprawdził czy moja mama była półboginią jestem wrogiem Olimpu numer jeden. Takim samym jak niedawno był syn Posejdona - Percy, a może nawet większym. Teraz na pewno mam przerąbane. Dzięki bogom, że w obozie mam brata. Chyba on też jest zadowolony, bo od chwili mojego uznania troszczy się o mnie jak najlepiej może. Kiedy wróciliśmy do domku zastaliśmy w nim Chejrona (centaur, który opiekuje się obozem). Nie nakrzyczał na nas za wymknięcie się tylko i wyłącznie dlatego, że było około trzeciej nad ranem i wszyscy jeszcze spali.
- Nico, jak mogłeś o takiej porze opuścić obóz i to jeszcze wciągając w to swoją młodszą siostrę. Przymykam oko na twoje nocne schadzki z córką Eris, ale to już przesada.
- Skąd pan wie… - zaczął Nico.
- Mam swoich informatorów. Ale do rzeczy. Gdzie byliście? - spytał.
- Byliśmy u naszego ojca, wezwał nas. - powiedziałam przyciszonym głosem, nie będąc pewna czy nawet spotkania z rodziną są tu zakazane.
- Jeśli można wiedzieć, po co Hades wzywa swoje dzieci tak późno w nocy?
- Niby skąd mam to wiedzieć!? Nie siedzę przecież w jego głowie! - powiedział nieco głośniej Nicolas.
- Skoro z ciebie nie da się nic wyciągnąć, spróbujemy porozmawiać z twoją siostrą. - powiedział Chejron i obrócił się w moją stronę.
- Ignis, dziecko powiedz mi co się tam wydarzyło. - powiedział czarującym głosem minotaur. Broniłam się jak tylko mogłam przed wyznaniem prawdy, ale z jakiegoś powodu nie mogłam skłamać. Jakby ktoś rzucił na mnie jakieś zaklęcie. Powiedziałam Chejronowi wszystko. Wzburzenie ojca, gdy wyczuł moc innego boga we mnie, przybycie Hekate i to co nam opowiedziała bogini. Minotaur nie krył zdziwienia, gdy dowiedział się, że moja matka herosem. Zaczął zadawać pytania. Dlaczego Hades nie wyczuł, że przespał się z herosem? Czy to możliwe, że Hekate ma aż taką potężną moc, żeby maskować półbogów? I czy babka powiedziała mi o przepowiedni? Czy wiem, że być może zginę z ręki Zeusa albo innego boga?


Następnego dnia w obozie huczało od plotek. Chejron powiedział, że postara się ukryć prawdę, ale najwyraźniej herosi są sprytniejsi niż mu się wydawało. Każdy gdy przechodził koło mnie patrzył na mnie jak na kogoś kogo należy się bać i uciekali w popłochu. Nico mówił, żebym się nie przejmowała, że wkrótce o tym zapomną. Jednak nie zapomnieli. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Gdy tylko przychodziłam na zajęcia ludzie milkli i zaczynali szeptać między sobą. Nikt nie chciał przebywać w moim towarzystwie jakby bali się, że ich skrzywdzę. Nikt się do mnie nie odzywał. Oprócz Nica. A najgorsze miało dopiero nadejść.

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 4: Hekate wyjawia nam całą prawdę


Nigdy nie widziałam by ktoś był tak zdenerwowany. Oczy Hadesa płonęły żywym ogniem, gotowe zabić tylko spojrzeniem. Na przybycie bogini musieliśmy nieco poczekać. Gdy w końcu się zjawiła, uznała, że nie będzie z nami rozmawiała, bo zakłóciliśmy jej spokój. Hades jednak ryknął, że jest większy rangą od niej i że w każdej chwili może szepnąć Olimpowi, co Hekate wyprawia na swojej wyspie.
- Dobrze, czego ode mnie żądacie? - spytała bogini.
- Chce wiedzieć dlaczego od dziecka, które ja spłodziłem czuć także twoją moc? - powiedział Hades.
- Dziecko - zwróciła się do mnie Hekate - jak nazywała się twoja matka?
- Araes, Araes Cortez. - powiedziałam ledwo powstrzymując łzy. W tej jednej chwili wrócił mi obraz śmierci mojej kochanej mamy.
- Więc wszystko jasne… - stwierdziła bogini.
- Może dla ciebie. Ale ja nadal niczego nie wiem! Przypominam ci Hekate, gdzie się znajdujesz! Ja tutaj rządzę, więc odpowiadasz na wszystkie moje pytania! - ryknął Hades.
- Jeśli nadal będziesz tak na mnie krzyczał, to wątpię czy cokolwiek ci powiem. - powiedziała oburzona bogini.
- Mów! - krzyknął Hades, a jego głos poniosło echo po całej komnacie.
- Mam bardzo mało śmiertelnych dzieci, zwłaszcza, że ubyło ich po ostatnich wojnach, więc staram się je chronić jak tylko mogę. Ponieważ jestem boginią magii, rzuciłam zaklęcie, które chroni moje dzieci przed rozpoznaniem. Nie ważne czy przebywają w obecności potwora, czy boga nikt nie dowie się kim ono jest. Tak było z twoją matką, Ignis. - powiedziała Hekate - Twoja matka była moją córką, była półboginią. Dlatego Hadesie wyczuwasz moją moc. Ona nie jest zwykłym herosem. Może być traktowana na równi z innymi bogami. Bliżej jej do Olimpu, niż do życia śmiertelnika. Powinieneś być dumny.
- Jak to możliwe, że spłodziłem dziecko z herosem? Przecież powinienem był wiedzieć.
- Nie mogłeś, moje czary są zbyt potężne. Jednak jestem nieco zniesmaczona, że spałeś z moją córką. - powiedziała Hekate.
- Co teraz będzie?! Gdy Olimp się dowie… - zaczął Nico.
- Nikt się o niczym nie dowie. A co do jej losu, nikt tego nie wie. - odezwał się Hades.
- Otóż wiemy coś o jej przyszłości. Jeszcze przed Wielką Przepowiednią dotyczącą dziecka jednego z Wielkiej Trójki, Pytia zapowiedziała przyjście dziecka herosa i boga. Stoczy ono walkę większą niż którą stoczył Percy z Kronosem. To dziecko - bogini wskazała na mnie - jest albo zagładą dla Olimpu, ale jego wielkim ocaleniem.
Te słowa wzbudziły we mnie ogromny strach. Jeszcze tak niedawno żyłam z mamą i Lucasem, a już teraz dowiedziałam się kim naprawdę jestem. Moje zdziwienie nie było mniejsze niż Nicolasa, który teraz odsunął się od bogów nieco dalej, żeby przypadkiem nie ucierpieć, gdyby coś poważniejszego miało się wydarzyć. Na szczęście się nie wydarzyło. Miałam tylko nadzieję, że stosunek Nica do mnie się nie zmieni.

Rozdział 3: Nie jestem tylko półboginią


Niezbyt dokładnie widziałam, dokąd lecimy. Z każdej strony otaczał nas mrok. Siedzieliśmy w milczeniu. Tylko co jakiś czas słychać było pogwizdywanie wiatru albo skrzypienie wozu. W końcu odezwałam się do brata.
- Nie było cię w domku gdy kładłam się spać, ani wtedy gdy budziłam się co parę godzin. Mogę wiedzieć gdzie wtedy przebywałeś?
Nico milczał przez chwilę, ale w końcu się odezwał.
- Byłem u mojej dziewczyny, Agnes.
- Ty masz dziewczynę? Dlaczego na ognisku nie siedliście razem?
- Po pierwsze taka jest tradycja, że siedzimy tylko przy stole przeznaczonym dla swojego domku a po drugie nikt o nas nie wie.
- Dlaczego? Przecież nie macie tego samego rodzica? A może… - nie dokończyłam.
- Nie, nie. Ona jest córką Eris. Ale widzisz dzieci Hadesa nikt nie lubi. Nie to co Zeusa. Ich uważają za najlepszych i najwaleczniejszych tylko ze względu na ojca. Nas nikt nie szanuje. Gdyby ktoś z jej domku się o nas dowiedział… - powiedział ze smutkiem. Nie ciągnął dalej tej rozmowy. Zapadła cisza. Było już dosyć późno. Położyłam się wygodnie na siedzeniu i zasnęłam.


Poczułam, że zaczęliśmy obniżać lot. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że lądujemy gdzieś w górach. Po kilku minutach wylądowaliśmy nad urwiskiem. Nico zszedł z wozu i podszedł do kamiennej ściany. Wyszeptał jakieś niezrozumiane dla mnie słowa i po chwili w kamieniu pojawiło się przejście. Spojrzał w moim kierunku i kiwnął głową abym weszła do środka. Zrobiłam kilka kroków i znalazłam się w tunelu. Nico wszedł za mną. Gdy stanęliśmy obok siebie w tunelu zapaliły się pochodnie. Nico chwycił mnie za rękę i pociągnął w głąb tunelu. Zaczęłam się powoli niepokoić. Im głębiej wchodziliśmy, tym bardziej tunel zdawał się nie mieć końca. Nico najwidoczniej wyczuł mój strach i zwrócił się do mnie.
- Nic nam nie będzie. Tym tunelem dostaniemy się bezpośrednio do pałacu Hadesa. Wierz mi, idąc tędy, ominiemy większość nieprzyjemnych widoków.
Po kilkunastu minutach tunel się skończył, a my znaleźliśmy się w ponurej sali. Na środku stal tron wykonany z czarnego marmuru. Na oparciu wyrzeźbione były ludzkie czaszki. Niżej znajdowały się wykonane ze złota kości. Od tronu biło grozą. Zapewne ktoś kto na nim zasiada musi być o wiele straszniejszy. Obok niego stał nieco mniejszy tron. Ten już nie był taki przerażający. Cały ze złota, nie miał innych zdobień. Pod ścianami znajdowały się kolumny podtrzymujące masywne sklepienie. Tak zajęta byłam oglądaniem ponurej sali, że nie zauważyłam jak na tronie pojawia się ciemna postać. Uniosłam wzrok i wpatrywałam się w boga. Czarne włosy opadały na oczy koloru węgla. Twarz zastygła w grymasie gniewu. Szata lekko falowała mimo, że w pomieszczeniu nie było wiatru. Nagle zrozumiałam dlaczego. Materiał wyglądał jakby zrobiono go z dusz próbujących teraz wyrwać się z śmiertelnej pułapki.
- Moje dzieci. Ignis, Nico… - powiedział bóg.
- Ojcze, przybyłem jak kazałeś. Mogę wiedzieć po co nas wezwałeś? - odezwał się Nico nieco niepewnie.
- Czy musi być jakiś powód, żebym chciał zobaczyć moich potomków? - spytał Hades. Echo poniosło pytanie po całej sali.
- Nie, skądże…
- Więc dlaczego zadajesz takie pytania? - powiedział gniewnie bóg. - Ignis, podejdź do swojego ojca.
Spojrzałam na Nico a on skinął głową. Niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku Hadesa. Podniosłam wzrok i patrzyłam na niego. Nagle w jego oczach zapalił się ogień. Zatrzymałam się i z przerażeniem patrzyłam.
- Jak to w ogóle możliwe?! - zagrzmiał Hades.
- Ojcze, czy coś się stało? - spytał Nico.
- To dziecko nie jest zwykłym herosem. Wyczuwam w niej nie tylko moją moc, ale i moc innego boga.
- Przecież to niemożliwe. Gdyby tak było naprawdę, ona byłaby boginią. - stwierdził mój brat. - Jeśli mogę wiedzieć, jakiego innego boga wyczuwasz?
- Hekate.

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 2: Pan Podziemia wzywa mnie na dywanik


Jestem córką Hadesa. Lepiej być nie mogło. Nico ostrzegł mnie, że na tym obozie nikt nie lubi dzieci Pana Podziemia. Uważają, że to one wywołują wszystkie wojny na tej ziemi. Dlatego kilkadziesiąt lat temu najpotężniejsi bogowie - Hades, Posejdon i Zeus - przysięgli, że nie będą posiadać śmiertelnych dzieci. Akurat potomkowie Wielkiej Trójki mają największą moc i są najbardziej skore do wojen pomiędzy sobą. Każde dziecko uważa swego ojca za lepszego i chce to udowodnić. Razem z Nico mamy piękny domek. Cały czarny a nad drzwiami wisi taki sam znak jaki pojawił się nad moją głową, gdy zostałam uznana. W środku jest niewiele jaśniej. Pod dwoma oknami znajdującymi się naprzeciwko siebie stoją dwa lóżka - jedno dla mnie, jedno Nicolasa.  Na samym środku stoi kilkumetrowy posąg Hadesa wykuty z czarnego marmuru. W drugim pokoju znajdują się wszelkiego rodzaju bronie: łuki, oszczepy, topory… Można by tak w nieskończoność wymieniać. Kiedy już skończyliśmy zwiedzanie mojego nowego domu postanowiłam położyć się spać. Ten dzień był dla mnie szczególnie ciężki. Zmarła moja mama, a moim ojcem jest najmroczniejszy bóg świata. To za wiele jak na mój dwunastoletni umysł. Na moim łóżku leżały nowe ubrania, jakieś spodnie i pomarańczowa bluzka z napisem OBÓZ PÓŁKRWI. Byłam zbyt zmęczona, żeby się rozebrać, więc tak jak stałam wskoczyłam do łóżka, zakryłam się kołdrą i cicho zaczęłam łkać w poduszkę. Na szczęście Nicolas wyszedł z domku i nie słyszał mojego żałosnego płaczu. Nim się obejrzałam zapadłam w głęboki sen.


- Ignis. - odezwał się glos w mojej głowie.
Próbowałam się obudzić, ale nie mogłam.
- Nie uciekaj ode mnie. Chcę porozmawiać z moim dzieckiem.
- Hadesie? To ty? Wszystkie swoje dzieci nawiedzasz w snach? - spytałam oburzona - Nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać z bogiem, który zostawił mnie i moją matkę na pastwę potworów.
- Zrobiłem to tylko dlatego, żeby was chronić.
- Ładna mi obrona. Moja matka nie żyje. Jesteś zadowolony z siebie?
- Nie chciałem jej śmierci. - odpowiedział Hades.
- Więc dlaczego jej nie obroniłeś? Stchórzyłeś? - spytałam.
- Nie waż się tak do mnie mówić! Jestem nie tylko twoim ojcem, ale i Panem Podziemia. Okazuj mi więcej szacunku.
- Trudno szanować kogoś, przez kogo zginęła moja matka.
- Masz taki sam charakter jak ona. Niedługo się spotkamy, więc bądź gotowa.
- Nie chcę cię widzieć. - wrzasnęłam na niego.
- Na szczęście nie ty o tym decydujesz.
Otworzyłam oczy i gwałtownie usiadłam. Na dworze było ciemno. Nicolasa nie było w jego łóżku. Chciałam wyjść na dwór i go poszukać, ale zanim odkryłam kołdrę drzwi do domku otworzyły się i do pokoju wpadł Nico.
- Czy Hades wzywał cię do siebie? - spytał.
- Jeśli tak to co?
- Przed bramą do obozu stoi wóz zaprzężony w czarne pegazy. Jeśli ciebie też chce widzieć to się ubieraj i lecimy.

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 1: Dowiaduję się, że mam rodzinkę z piekła rodem


- Kim wy w ogóle jesteście? - spytałam chłopaka siedzącego obok mnie na tylnim siedzeniu, gdy nieco się uspokoiłam.
- Nazywam się Nico. A to mój kolega, satyr - Simon. - powiedział.
- Że niby kto? Jaki satyr? Co wyście się z mitologii urwali?
- I tutaj trafiłaś.- odpowiedział Nico.
- Ja tylko żartowałam, chyba nie mówisz serio?
Nicolas spoważniał. Chłopak mówił prawdę.
- Jesteśmy śmiertelnie poważni. I to śmiertelnie tutaj bardzo pasuje. - powiedział Simon, który siedział z przodu i prowadził. Spojrzałam na przednią szybę. W oddali widać było biegnącego prosto na nas olbrzymiego potwora. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Monstrum z wielką szybkością nieuchronnie zbliżało się do nas.
- To teraz uwaga. Włączam tryb latania. - powiedział do nas Simon i nacisnął czerwony guzik znajdujący się na środku kierownicy. Nagle nasz samochód zatrzymał się i nagle zerwał się w górę. Po kilkunastu sekundach lecieliśmy nad drogą w dole zostawiając rozwścieczonego potwora.
- Widziałaś wystarczająco dużo, więc chyba nam uwierzysz. - zwrócił się do mnie Nico.
- Właśnie nie wiem co mam myśleć. To za dużo jak na jeden dzień. Jeszcze przed paroma minutami umarła mi matka, a teraz dowiaduje się, że wy jesteście kimś z mitologii.
- Ty też jesteś. A dokładniej jesteś herosem, półbogiem, mieszańcem… Nazywaj to jak chcesz.
- O nie. Niczego mi nie wmówicie. Nie jestem jakimś mieszańcem czy herosem. Musieliście mnie z kimś pomylić. - odpowiedziałam.
- Nie, na pewno jesteś jedną z nas. Jeden z twoich rodziców był bogiem. Sądząc, że twoja śmiertelna matka umarła, bogiem był twój ojciec. A raczej jest.
- Dobra, załóżmy, że wam wierzę. Więc gdzie mnie wieziecie?
- Do Obozu Herosów. Tam będziesz bezpieczna.
- Dobra, dobra. Niech wam będzie. Jak długo mam tam zostać?
- Twoja matka zginęła, nie masz nikogo, więc będziesz tam cały czas. - odezwał się siedzący na przednim siedzeniu satyr.
- Jak mam tam być cały czas, muszę się czegoś więcej dowiedzieć. Macie zamiar mi dobrowolnie powiedzieć, czy mam z was to wyciągać?
- Otóż w obozie mieszkają tacy jak my. Każde z dzieci jakiegoś boga ma swój własny domek. Ja mieszkam w domku Hadesa, mojego ojca. W obozie uczymy się łucznictwa, walki wręcz i wielu innych rzeczy przydatnych po tym jak opuścimy obóz. - powiedział Nico.
- A wiesz może czyim jestem dzieckiem? - spytałam.
- Nie, niestety, ale mogę się założyć, że twój ojciec uzna cię już jak wkroczymy na teren obozu.
- Jak tylko się dowiem kim jest ten idiota, to od razu go posiekam. Jak mógł zostawić mnie i matkę, wiedząc, że będziemy celem potworów?



Minęło kilkadziesiąt minut i wylądowaliśmy przed obozem. Gdy weszliśmy na jego teren. Słońce miało już się ku zachodowi. Nico oznajmił, że już czas na ognisko. Poszliśmy gdzieś w głąb obozu i naszym oczom ukazał się tłum ludzi, raczej herosów krzątających się wokół stołów. Zważywszy na to, że nie wiedziałam gdzie usiąść poszłam za Nico i spoczęłam obok niego. Przez dłuższą chwilę nie odżywałam się ale po namyśle ośmieliłam się zapytać:
- A twoja mama nadal żyje?
- Niestety nie. - odpowiedział mi chłopak. Oczy zaszły mu łzami, a gdzie zorientował się, że zaraz się rozpłacze, odwrócił głowę w drugą stronę. Siedzieliśmy w zupełniej ciszy. Nagle wszyscy umilkli i skierowali swój wzrok na mnie. Czyżby dopiero teraz zauważyli, że przybyła nowa? Spojrzałam na Nicolasa. Odwrócił się i spoglądał na coś nad moją głową. Uniosłam wzrok i nad sobą zobaczyłam czaszkę.
- Uznali cię. - ktoś z tłumu szepnął.
- Witamy nową córkę boga Podziemia.
- Chyba mamy więcej wspólnego niż nam się wydawało. - powiedział Nico. - Miło cię poznać, siostro.

sobota, 19 stycznia 2013

Prolog: Kilkutonowe monstrum zabija mi rodzinę


Był słoneczny dzień wakacji. Siedziałam razem z rodzicami w salonie, czytając książkę. Na sąsiednim krześle siedziała moja mama - Araes i mój ojczym Lucas. Moja matka jest długowłosą brunetką o jasnych zielonych oczach. Natomiast Lucas to wysoki blondyn z niebieskimi oczami przesłoniętymi szkłami okularów. Nie za bardzo za nim przepadałam, ale w sprawie ich związku nie miałam nic do gadania. Mojego prawdziwego ojca nie znałam. Matka nigdy o nim nie opowiadała. Gdy tylko próbowałam dowiedzieć się czegoś na jego temat zawsze odprawiała mnie z kwitkiem. Kiedyś znalazłam w pokoju mamy starą fotografię przedstawiającą ją z jakimś nie znanym mi mężczyzną. Owy mężczyzna miał długie ciemne włosy i bardzo ciemne oczy. Miały kolor niemalże węgla. Stwierdziłam, że mam taki sam odcień oczu jak on. Pokazałam fotografię mamie i spytałam się czy to on jest moim ojcem. Mama wpadła w furię, wyrwała mi z rąk fotografię i nawrzeszczała, żebym więcej nie grzebała jej w rzeczach. Od tamtej pory nawet nie śmiałam wspomnieć o moim ojcu. Nagle rozległ się huk wyrywanych drzwi. Lucas wstał i wyszedł z salonu, żeby zobaczyć co się dzieje. Minęło kilkanaście sekund kiedy po całym domu rozległ się wrzask mojego ojczyma. Matka przerażona podnosiła się z krzesła i pobiegła do drzwi. Pobiegłam razem z nią. Kiedy stanęłam w progu salonu serce zamarło mi z przerażenia. Na podłodze leżał Lucas a raczej to co z niego zostało, a nad nim stał jakiś dziwny stwór. Miał on jakieś dwa metry wysokości. Jego ciało pokryte było zielonymi łuskami. Na zakończonych szponami rękach (jeśli jego odnóża przednie można było tak nazwać) widniała świeża krew Lucasa.  Matka z przerażeniem chwyciła za leżący na stoliku wisiorek i w sekundzie w jej ręce pojawił się sztylet. Z furią rzuciła się na potwora. Ugodziła go w jedną z jego olbrzymich łap. Monstrum zawyło wściekle i przemówiło ludzkim głosem: Oddaj dzieciaka. O niego nam chodzi!
- Nigdy! - krzyknęła matka i znowu cięła potwora. Nie trafiła. Potwór zamachnął się i uderzył moją matkę z taką siłą, że przeleciała niemalże przez cały pokój. Podbiegłam do niej i spojrzałam w zapłakane oczy mamy.
- Uciekaj. W naszym schowku pod schodami znajdziesz starą malutką broszkę z czaszką. Dotknij jej i nie wychodź ze schowka dopóki nikt po ciebie nie przyjdzie.
- Ale nie zostawię cię samej z tym czymś! - krzyknęłam zerkając na potwora zbliżającego się do nas.
- Idź. Prędko. Ja dam radę. - powiedziała i po raz ostatni pocałowała mnie w czoło.
Zrobiłam tak jak kazała. Czym prędzej weszłam do schowka i dotknęłam broszki znajdującej się w środku. Przez uchylone drzwi patrzyłam jak moja mama zmaga się z monstrum. Walka trwała dość długo. Pod koniec mama upadla zmęczona na podłogę i resztkami sił pchnęła potwora sztyletem. Potwór wydał z siebie ogłuszający krzyk i upadając na podłogę wbił jeden ze swoich szponów bok mamy. Wybiegłam ze schowka i podeszłam do mamy. Uklękłam przy niej i ujęłam jej głowę w ręce. Moja mama nie żyła.


Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Potwór zbliżał się do mnie powolnymi krokami. Przygotowywałam się na spotkanie ze śmiercią. Nim się obejrzałam monstrum było przy mnie i unosiło w górę swoje szpony, aby zadać mi śmiertelny cios. Wtedy do domu wbiegł jakiś młody chłopak z mieczem w ręku a tuż za nim kolejny dziwny stwór. Człowiek z nogami kozła. Chłopak rzucił się na potwora i zaczął go dźgać. Pół kozioł, pół człowiek podbiegł do mnie i powiedział:
- Musimy uciekać, chodź ze mną.
- Ale gdzie?!
- Zobaczysz sama.
- Ale moja mama. - powiedziałam przez łzy.
- Twoja mama już nie żyje. Ratuj siebie. - gdy to powiedział po całym domu rozległ się krzyk potwora a później huk, jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Spojrzałam w stronę chłopaka, który zmagał się z potworem. Teraz stał nad nim z mieczem w krwi.
- Chodźmy. - zwrócił się do mnie i chwycił mnie za rękę. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu zaparkowanego przed moim domem.