środa, 27 marca 2013

Rozdział 7: Moją obroną, krew


Całą trójką siedzieliśmy na sofie w Wielkim Domu. Naprzeciw nas stał Chejron. Odwrócony do nas plecami, grzebał w komodzie stojącej obok wielkiego, wysłużonego już fotela. Po kilku długich minutach milczenia i usiłowania znalezienia jakieś przedmiotu (bez skutku) zwrócił się do nas:
- Cieszę się, że podjedliście się tego zadania, a szczególnie ty, Ignis. Twój ojciec zapewne jest zadowolony, że jego córka otrzymuje tak ważną misję i to już w drugim miesiącu pobytu w obozie. Myślę, że wszystkim nam to służy.
Doszukałam się okrytego znaczenia jego słów. Był zadowolony, że pozbywa się mnie z obozu przynajmniej na trochę, zważając na moje ostatnie wybryki i niechęć niemalże stu procent obozowiczów. Tych, którzy mnie lubili, a nawet lepiej, nie zawadzałam im na tyle bym dostała lanie, był niewielki odsetek w stosunku do moich śmiertelnych wrogów w obozie. Jednym z nich (ludzi mnie akceptujących), jak niedawno się dowiedziałam (podczas krótkiej rozmowy, przeprowadzonej w pośpiechu) był chłopak, który wraz ze mną i Samem podjął się misji. Ned Miles był nieziemsko pięknym synem Hefajstosa. Zdziwiło mnie to bardzo zważywszy na to, że (nie obrażając nikogo) Hefajstos nie należy do grona mężczyzn za którymi szaleją kobiety. Wręcz przeciwnie. Chejron zaczął opowiadać wszystko, co było nam niezbędnie do zrozumienia jak piekielnie trudnej misji się podjedliśmy. Siedzieliśmy w milczeniu słuchając jak najuważniej i próbując jak najwięcej zapamiętywać. Chejron wprowadził nas w obecną między bogami sytuację. Nie można powiedzieć, że cały ród bogów to przykładna rodzinka. Spory, kłótnie, romanse. Aż trudno wierzyć, że przez tyle wieków oni nadal nie pozabijali się nawzajem (co było by bardzo trudne, wiadomo dlaczego). Kiedy zdawało się, że dowiedzieliśmy się wszystkiego Chejron powiedział:
- Jeszcze tylko jedna ważna rzecz, ale niestety nie jest możliwa. Każdym wyruszającym na misję obozowiczom służy przepowiednia. Niestety nie mamy nikogo, kto mógłby ją przekazać, nasza wyrocznia, no cóż… jest niedostępna. Musicie sobie radzić sami. O, bogowie, gdyby tylko znalazł się ktoś, kto by zechciał wam pomóc.
I na te słowa, jakby Chejron wypowiedział jakieś magiczne zaklęcie, które o dziwo dotarło do adresata, w Wielkim Domu pojawiła się jakaś kobieta. Kiedy odwróciła się do nas twarzą, rozpoznałam ją.
- Moi drodzy śmiertelnicy. Wasza prośba została wysłuchana.
- Hekate - powiedział i skłonił się nisko Chejron i dał nam znak skinieniem głowy, że my też powinniśmy to uczynić. Dygnęłam. Kiedy stanęliśmy na równi z oczami bogini wręczyła Chejronowi kawałek pergaminu, który ni stąd ni zowąd pojawił się w jej dłoni. On zaś przewiódł oczami po skrawku i po chwili milczenia podał go Samowi, najstarszemu członkowi naszej misji. Sam spojrzał na Chejrona a ten skinął głową. Syn Aresa zaczął czytać:


Wyruszysz by odnaleźć klucz do bogów zagłady
Z piastunką tej tajemnicy doczekasz się zwady
Odnajdziesz zgubę w tunelach mroku i cierpienia
Oto pierwszy krok do Olimpu zbawienia




Stałam w swoim domku i pakowałam rzeczy na wyjazd. Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w drzwiach stoi moja babka. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Kochana, dobrze uczyniłaś podejmując się tej misji. Aby ci nieco pomóc mam dla ciebie prezent.
Po tych słowach w jej dłoniach pojawił się miecz. Wyciągnęła przed siebie dłonie. Podeszłam do niej niepewnie chwytając rękojeść miecza. Podziwiałam przez chwilę zdobienia na rękojeści, później zaczęłam się uważniej przyglądać klindze, wokół której święciła niebieska poświata.
- Nie trzeba było. Zastanawiam się tylko jak będę z tym mieczem poruszała się po mieście.
- Nie martw się, on sam wyczuje, kiedy ma powrócić do neutralnej postaci.
Nagle miecz, który trzymałam w rękach zamienił się w niebieski pierścień.
- Strzeż go dobrze. Miecz ten nosi nazwę Sanguis - krew. Specjalnie dla mojej wnuczki wykuł go jeden z moich najlepszych płatnerzy. A ja wzmocniłam go zaklęciami niepozwalającymi na zarysowanie, połamanie czy wygięcie. Mam nadzieję, że będzie czy służył dobrze. - powiedziała Hekate i znikła pośród kłębu złotego dymu. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się miejsce, w którym przed chwilą stała bogini, by napoić umyśl wizerunkiem osoby, która nie uważa mnie za dziwoląga.


2 komentarze: